Kontynuując temat z poprzedniego artykułu, w którym zwróciłem uwagę na potrzebę troski o życie duchowe, chciałbym obecnie w dużym skrócie przedstawić uwarunkowania naszych czasów, które w istotnym sposób osłabiają ludzką wrażliwość na to co duchowe, a co za tym idzie na Boga jako naszego Stwórcę i Zbawiciela.

Współcześnie nastąpił szybki rozwój wielu istotnych wartości. Dzisiejsze społeczeństwa z wielkim zaangażowaniem wcielają w życie takie idee jak racjonalność, pluralizm, równość osoby, wolność. Ale współczesna kultura zagubiła gdzieś spontaniczną radość życia, zmysł etyczny, a przede wszystkim otwarcie się na Boga, co jest istotną wartością, jeśli chodzi o życie człowieka.

Jeśli chodzi o wiarę to najpoważniejszym elementem owych negatywnych tendencji jest sekularyzm. Polega on na nieuznaniu zależności rzeczywistości ziemskich od Stwórcy. Jest on koncepcją wyrażającą się w autonomii owej rzeczywistości, która polega na wyeliminowaniu czynnika sakralnego z codziennego życia indywidualnego i społecznego człowieka i uczynieniu z religii prywatnej sprawy. Dążenie do sekularyzacji jest coraz większe,  a jego wcześniejsze przejawy to na przykład: francuska ustawa zakazująca noszenie znaków religijnych, brak odniesienia do Boga w preambule do Konstytucji Unii Europejskiej, zablokowanie włoskiego kandydata na stanowisko komisarza UE, tylko dlatego, że jest katolikiem i miał odwagę powiedzieć, że w jego przekonaniu homoseksualizm jest grzechem. A w ostatnich czasach walka ze wszystkim, co ma odniesienie do świąt Bożego Narodzenia, zmienianie nazw świąt, zarządzenie ministerstwa oświaty Szwecji, aby na nabożeństwach adwentowych, w których uczestniczą uczniowie nie mówić nic o Jezusie. To tylko niektóre medialnie nagłośnione przypadki. Nic więc dziwnego, że sekularyzm jest rozumiany jako antyewangelia i zaprzeczenie ducha chrześcijańskiego.

Jedną z jego najbardziej niebezpiecznych form dzisiaj jest dzisiaj liberalizm etyczny. W swych założeniach kwestionuje on prawdę uniwersalną, przyznając zarazem absolutny priorytet wolności. Konsekwencją tego jest przyznanie człowiekowi statusu kreatora prawdy, a nie jej wykonawcy. Często prawdą staje się to, co jest ustalone w sposób demokratyczny, bez odwołania się do prawdy obiektywnej. W tej sytuacji każdy głoszący niezmienną prawdę, szczególnie tę objawioną przez Boga, określany jest przez liberałów mianem fundamentalisty i osoby pozbawionej tolerancji.

Z tym wiąże się kwestia religii jako sprawy prywatnej. W liberalizmie nie ma miejsca na pojmowanie religii jako drogi do zbawienia za pośrednictwem Chrystusa i Kościoła, lecz podkreśla się zafascynowanie człowieka samym sobą, a nade wszystko jego zdolnościami intelektualnymi i twórczymi możliwościami. W konsekwencji tego nie jest potrzebne człowiekowi Boże objawienie, gdyż on sam może odkryć prawdę o Bogu i bez Jego łaski dokonać własnej przemiany moralnej. A jeśli już w życiu jednostki istnieje odwołanie się do Istoty Wyższej, to jest Ona stworzona w jej wyobraźni. Człowiek potrzebuje takiego Boga wtedy gdy już wyczerpie swoje możliwości. Wtedy Stwórca musi mu być posłuszny i spełnić jego życzenia, jeśli nie – to staje się przyczyną wszystkich nieszczęść. Bóg staje się bogiem – zapchajdziurą. Prawdę tę dobrze oddaje nasze przysłowie: Jak trwoga, to do Boga. Zapytajmy siebie: Jakie miejsce w naszym życiu zajmuje Bóg? Czy właśnie my sami nie traktujemy Go w sposób instrumentalny?

Innym niepokojącym zjawiskiem w dzisiejszej kulturze jest subiektywizacja wiary i wartości moralnych. U jej podstaw tkwi przesadne akcentowanie przez człowieka własnej podmiotowości bez odniesienia do Stwórcy. W sposób najbardziej oczywisty subiektywizacja wyraża się w sprowadzeniu wiary do sentymentalnego aktu czci, a moralności do mojego widzimisię. W efekcie tego człowiek zaczyna wybiórczo traktować Ewangelię, przyjmując z niej te treści, które mu odpowiadają, a zasady moralne respektując według własnego uznania. Bez wątpienia prowadzi go to do zamknięcia się w samym sobie, a co za tym idzie, uniemożliwia mu zachowanie właściwych relacji do Boga, do drugiego człowieka i rzeczywistości go otaczającej.

Kolejnym niepokojącym zjawiskiem kultury w obecnym czasie jest skrajny indywidualizm. Skoro sekularyzm w swym najgłębszym założeniu ma absolutyzację wolności człowieka, musi to prowadzić do skrajnego indywidualizmu. Ma to swoje konsekwencje w odniesieniu do życia wspólnotowego. Konsekwencją narcystycznego indywidualizmu jest bowiem niezdolność człowieka do nawiązywania pozytywnych relacji z innymi, które mogą zaistnieć jedynie na kanwie miłości. Efektem tego są rozbite małżeństwa oraz wykluczone ze społeczeństwa dzieci i osoby starsze. Indywidualizm powoduje nieprzystosowanie do pokonywania trudności, odczuwanie strachu przed zaangażowaniem, bezgraniczne krytykanctwo oraz ucieczkę przed samotnością, którą pragnie wypełnić się zastępczymi środkami: alkoholem, narkotykami, erotyką i rozwiązłością seksualną, co w ostateczności wiedzie do nerwic i poczucia bezsensu życia.

Uważna obserwacja dzisiejszego świata daje wiele dowodów, świadczących o urzeczowieniu człowieka, czyli traktowaniu go w kategoriach przedmiotu, mogącego służyć interesom innych ludzi. Najbardziej skrajnym przejawem tego rodzaju oddziaływania jest reifikacja (urzeczowienie) osoby ludzkiej. Jej istota zawiera się w postrzeganiu i odbiorze jednostki już nie nawet jako wartości użycia, ale jako wartości wymiennej. Po prostu człowiek zaczyna traktować drugiego jak jeden z towarów, który można na targowisku wymienić na inny (np. handel kobietami do domów publicznych, arbitralne aresztowania, obchodzenie się z pracownikami jak z narzędziami pracy).

Znajdujemy się jeszcze w okresie Bożego Narodzenia, tajemnica Wcielenia uświadamia nam obecność Boga w naszym życiu. Człowieczeństwo Jezusa ukazuje w sposób przekonywujący, że jest On obecny wśród nas. Bóg w Jezusie Chrystusie uczestniczy w każdej aktywności człowieka, Chrystus jada wspólnie z grzesznikami i celnikami (Mt 9, 11), je i pije (Mt 11, 19) itd. Kiedyś, pośród wydarzeń codziennego życia, kobieta przy studni usłyszała słowa: Daj mi pić (J 4, 7). Człowiek imieniem Zacheusz nawet się nie spostrzegł, a już siedział z Panem przy własnym stole (zob. Łk 19, 1-10).

Tajemnica Wcielenia Jezusa Chrystusa prowadzi nas do uświadomienia sobie, że wiara i duchowość wyrażają się nie tylko poprzez modlitwę, uczestnictwo w nabożeństwach liturgicznych, lecz poprzez całe nasze życie. Codzienność jest przestrzenią, w której winniśmy żyć Ewangelią i zjednoczeniem z Bogiem. To miejsce, w którym Bóg objawia swoją wolę, udziela swoich zbawiennych darów. Z drugiej strony wiara, czyli nasza odpowiedź na Boże działanie w życiu nie może ograniczać się tylko i wyłącznie do modlitwy, przyjmowania sakramentów, podejmowania uczynków miłosierdzia. Odpowiedzią winno się stać całe nasze życie, przeżywane godzina po godzinie.

Odkrywanie tajemnicy obecności Boga w codzienności wymaga od nas wiary, ale też kontemplacyjnego patrzenia na rzeczywistość. Potrzebujemy wnikliwego spojrzenia zdolnego do głębokiego czytania rzeczywistości, aż do odkrycia tajemnicy, która ją przenika. Zmysł wiary pozwala nam uświadomić sobie, iż Bóg rządzi i kieruje całym światem. Św. Jan powie, że wszystko dokonało się przez Słowo: Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało (J 1,3). Mimo całej laickiej propagandy powinniśmy kierować się świadomością, że świat zewnętrzny, w którym żyjemy, napełniony jest Boskim Duchem. W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (zob. Dz 17, 27). Tylko dlatego, że nasze spojrzenie jest ciągle zaciemnione, zbyt cielesne i zbyt zmysłowe, pozostajemy mało wrażliwi, nieraz wręcz głusi na tę Boską rzeczywistość. Cała przyroda, cały kosmos, a w nim każda istota jest świątynią zamieszkiwaną przez Boga. Z chwilą, gdy oczy naszej duszy oczyszczają się i widzimy świat takim, jakim on jest w rzeczywistości, niemal natychmiast staje się darem dobroci Boga.